Forum Słowiańscy Łucznicy Strona Główna FAQ Użytkownicy Szukaj Grupy Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości Zaloguj Rejestracja
Słowiańscy Łucznicy
 BELINA i BARZ Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy temat Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
wiedzimir



Dołączył: 30 Maj 2007
Posty: 269
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Środa Wlkp

PostWysłany: Pią 1:35, 25 Lip 2008 Powrót do góry

Belina

Piękna młoda kobieta, żona Barza przemieniona przez Welesa w Białą Orlicę.

Barz

Wysportowany młodzieniec, zakochany w Belinie. Po śmierci króla Mruksza wygrał wyścig i podniósł insygnia bogów, przez co został następcą tronu. Zamieniony przez Welesa w Czarnego Konia.


FRAGMENT:

„Przy lepieniu Dzbana pracowały wszystkie kobiety zerywańskie z Koliby, a przybywały też niektóre z daleka, jak od Turów, Łuków albo Wilków, żeby dolepić swoją cząstkę do wielkiego dzieła i zyskać tym dobry uczynek, który by im był policzony przez Sowiego w Zaświatach. Jednego razu przybyła też od Srebrzów piękna Belina, której matką była wnuczka samego Serbrzyna, i pracowała przez cały miesiąc. Tak wpadła w oko Barzowi, że tylko jej oddawał przynoszony ze skalnej wychodni urobek. Szybko dla wszystkich stało się jasne, że młodzi przypadli sobie do serca. Kiedy zaś Belina zaniechała powrotu i postanowiła zostać do święta Kresu, było pewne, że będzie z nich para i stworzą wspólnie stadło. Tak też się stało. Barz, jako najszybszy z płynących na korabiach, ułowił wianek Beliny i złączył się z nią w ów pamiętny Kres. A święto stało się pamiętnym dla Kolibańczyków dlatego, że zmarł wtedy król Mrukrza, a z jego śmiercią przyszedł kres rządów Miliczów. Zaraz po święcie urządzono więc pogrzeb władcy, a po nim tryznę, w trakcie której miał być wyłoniony spośród wszystkich mężów jego następca. Barz stanął do biegu i wygrał, przybiegłszy o wiele wcześniej niż pozostali śmiałkowie. Niektórzy prawili potem, że gdy tylko skrył się przed oczami innych za pagórkiem, zamienił się w czarnego wierzchowca i dlatego tak się łatwo od nich odsadził. Starszyzna i guślarze uznali, że nie ma potrzeby robić dodatkowych walk, bo Barz tak bardzo wyprzedził przeciwników, że trudno było dobrać drugiego do walki wręcz. Zarządzono próbę królewską i Barz uniósł Złote Radło, więc osadzono go na stolcu i spełniwszy obrzędy ustanowiono królem. Szczęście zapanowało na dworze kolibańskim i z niecierpliwością czekano już tylko na to, by Belina powiła królewskiego potomka. Minął jednak rok i drugi, a królowa wciąż nie była brzemienna. Barz wiele czasu spędzał w Jaskoni bo chciał jak najwięcej najlepszej gliny ukopać, a ona pracowicie lepiła Dzban, bo umyślili sobie oboje, że za ich żywota zostanie skończony i razem wleją weń pierwszy miód. Trzeciej wiosny, kiedy Barz był jak zwykle w górach, Belina zasłabła nagle i w jednej krótkiej chwili pożegnała się ze światem. Gdy władca wrócił i zobaczył, co zaszło, ogarnęła go boleść. Wielka rozpacz złamała go zupełnie i robota przy lepieniu ustała. To właśnie, że przerwano pracę, zaniepokoiło bogów, a zwłaszcza Bożeboga, Dziewannę oraz Krasatinę. Obydwie boginie Miłości i Piękna nie mogły patrzeć spokojnie na cierpienie, jakie owa miłość przyniosła. Królewscy druhowie próbowali rozweselić władcę łowami, podsuwano mu też dziewki, ale Barz nie mógł o niczym innym myśleć, jak tylko o Belinie. W kolejny Kres o świcie król wstał, zabrał ze sobą jedynie kostur i poszedł w góry. Tak jak stał zszedł do Jaskoni, ale tym razem nie potrzebował czarnożelaznej gliny, lecz wzywał koźlogłowego, by się mu ukazał i zwrócił żonę. Nikt nie nadchodził przez jeden dzień, drugi i trzeci, ale Barz przez cały czas tłukł się kosturem po ścianach i sklepieniach korytarzy zakłócając spokój Podziemi. Wreszcie, gdy stracił już nadzieję, Weles we własnej osobie wyłonił się z ciemności i wysłuchał go. Po zastanowieniu powiedział, że gotów jest oddać Belinę, ale Barz musi dla niego wykonać robotę, a przez czas pracy do nikogo się nie odzywać. Jeśli się odezwie choćby marnym słowem, na niego samego i jego kobietę spadnie straszna klątwa. Powiedział mu Weles, że jest na Niwach zamyk, który otacza Senna Polana, a w nim w srebrnej izbicy zamknięte w srebrnej skrzyneczce są srebrne dzwonki, które kiedyś należały do niego. Te dzwonki chciałby mieć z powrotem. To powiedziwszy Weles odszedł, a Barz ruszył w drogę. Lecz kiedy stanął na świetle dziennym u wejścia do Jaskoni, nie wiedział, w którą stronę ma się obrócić, gdzie szukać owego zamyku. Wtedy ze szczytu góry Skon zleciała ku niemu biała łabędzica i nakazała, by jej dosiadł. Uczynił to, a ona poniosła go w przedziwną krainę, jakiej jeszcze nigdy nie oglądał. Krążyła długo nad barwnymi niwami, aż spadła na Senną Polanę. W oddali migotał tajemny zamyk. Barz zrozumiał, że jest na miejscu, pokłonił się boskiemu ptakowi i dalej poszedł już sam. Srebrne dzwonki należały do bogini Chorsiny, która nie zamierzała oddawać ich Welesowi. Krasatina wstawiła się jednak za Barzem u swego ojca Chorsa i ten wykonał czarownym sposobem wtórniki, które do złudzenia przypominały prawdziwe Dzwonki Chorsiny. Teraz stara bogini zgodziła się wpuścić Barza do swych izbic i dozwoliła zabrać to, po co przyszedł. Ale wpierw przez trzy dni Barz stał pod zamykiem i kołatał kosturem w jego srebrną bramę, a cały czas walczył z przemożnym snem, jaki nań spływał ze wszech stron. Aż wreszcie niespodzianie wierzeje odemknęły się przed nim. Błądził po korytarzach jakiś czas, lecz odnalazł srebrną izbicę. We wszystko jednak wmieszała się Plątwa, zausznica Welesa, która tu przyszła z polecenia tego ostatniego. Weles wcale nie myślał wypuszczać Beliny z Nawi. Kiedy Barz przekraczał próg, zobaczył wpierw skrzynkę, a potem białe łoże, zaś na nim leżącą bez przytomności Belinę. Na jej widok wyrwał się z jego ust okrzyk radości. Ucałował ukochaną, ale ona pozostawała jak martwa. Barz widząc, że nic nie wskóra, zabrał bezprzytomną dziewczynę i dzwonki, po które przyszedł. Wrócili do Jaskoni niesieni znów przez łabędzicę. Kiedy przybyli na miejsce, czekał tam już na nich Weles. Odebrał dzwonki, ale nie chciał przywrócić zmysłów Belinie twierdząc, że Barz wypowiedział słowo, kiedy wszedł do izbicy. Dopiero gdy Barz zagroził mu powtórnym pojedynkiem, niechętnie zgodził się wrócić życie dziewczynie. Belina przebudziła się po trzykrotnym gorącym pocałunku i młodzi odeszli w dolinę Koliby. Wielka była radość Kolibańczyków, kiedy spostrzegli króla i królową. Weselono się do białego rana. Tymczasem Weles spostrzegł, że dzwonki nie grają jak trzeba, a ucho miał dobre, bo kiedyś był wszak Panem Śpiewu i Tanów, nim nie stracił owych tytułów na rzecz Rodżany i Czary w Bitwie o Miejsce. Rozwścieczył się Pan Weli nie na żarty i cisnął dzwonkami, a te padły w zdrój nachodzący się w Wysokich Górach. Gdy król z królową po uczcie kładli się już do łożnicy, Weles stanął przed nimi we własnej koźlogłowej osobie i przeklął ich za oszustwo. Zamienił Barza w Czarnego Konia, a Belinę w Białą Orlicę i powiedział, że Belina tylko w dzień będzie dziewczyną, Barz zaś mężczyzną tylko przez noc, kiedy ona przybierze postać ptaka. A żadne, gdy będzie zwierzęciem, nie pomni o drugim. Gdy zapytali, jak długo potrwa owa klątwa, zaśmiał się okrutnie i rzekł, że dotąd dokąd oboje we własnej postaci w samo południe nie staną przed swoim synem, czyli aż do śmierci, a nawet dłużej, bo to się nie stanie nigdy. Koliba znowu umilkła, śmiech i radość zdawało się na zawsze opuściły te strony. Królowa całe dnie jeździła po okolicy na czarnym wierzchowcu, a król pojawiał się tylko nocą i nie rozmawiał z nikim jeno z białym orłem, który mu siedział zawsze na ramieniu. Dziewanna i Krasatina były niepocieszone, a tak bardzo złe na Welesa, że nie mogły mu tego puścić płazem. Najpierw prosiły Chorsinę, by się zgodziła zamienić z Welesem dzwonkami, ale ta nie chciała nawet słyszeć o czymś takim. Pani Wdzięku i Dźwięków bez Jarzęcych Srebrnych Dzwonków? Nie, to nie było możliwe! Dziewanna zwierzyła się mężowi Kupale-Weselowi, który zawsze był największym wrogiem Pana Weli. Kupała myślał długo, aż w końcu wymyślił podstęp i powiedział Dziewannie, co musi z Krasatiną uczynić, by wcielić go w życie. Pierwszą rzeczą konieczną było przekonanie Zorzy, żeby się zgodziła zostać na Ziemi na tyle długo, by na chwilę dzień złączył się z nocą. Zorza, litościwa i czuła, dobrze rozumiała cierpienia kochanków, bo sama spotykała się z Księżycem tylko przez krótkie chwile świtu i zmierzchu. Stało się, jak chciały boginie Miłości. Przez krótką chwilę, lecz wystarczającą, Barz i Belina zobaczyli się znowu i złączyli ze sobą, wtedy został poczęty Bogdar. Po odpowiednim czasie przyszedł na świat. Dniem matka go karmiła, nocą ojciec sposobił na przyszłego króla. Nigdy nie widywał obojga rodzicieli na raz. Trwało to, póki chłopiec nie dorósł, a było tak dlatego, że Krasatina i Dziewanna nie mogły szybciej przekonać Księżyca, by im pomógł. Znów stary Chors przysłużył się Krasatinie i namówił syna, choć obaj Ksnowie pozostawali w przyjaźni z Welesem, a mieli urazę do Kupały. Któregoś słonecznego południa nad Kolibą zapadły nagle ciemności - to Księżyc wyszedł na Niebo i zasłonił Swarożyca czyniąc noc z dnia. Na tę chwilę oboje, Barz i Belina, stali się sobą i młody Bogdar zobaczył ich razem po raz pierwszy. W tym momencie klątwa Welesowa prysła. Odtąd Barz i Belina królowali długo i szczęśliwie. Ojciec Beliny widząc, że powiła dzielnego syna, jemu przekazał dziedzictwo Srebrzów. Tym sposobem za króla Bogdara złączyły się ziemice Kolibańczyków i Srebrzów mając jednego władcę. Bogdar ze swoimi wojami powiększał dziedzinę kolibańską. Włączył do niej na powrót Turów i Wilków, których wszystkich zwyciężył w boju. […]”


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy temat Odpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group :: FI Theme
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Regulamin