Forum Słowiańscy Łucznicy Strona Główna FAQ Użytkownicy Szukaj Grupy Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości Zaloguj Rejestracja
Słowiańscy Łucznicy
 KRÓL PIRST Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy temat Odpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
wiedzimir



Dołączył: 30 Maj 2007
Posty: 269
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Środa Wlkp

PostWysłany: Pią 1:40, 25 Lip 2008 Powrót do góry

Syn starego Kołbia i mądrej Bauby, pierwszy król Zerywanów, założyciel dynastii Pierwopalcych (Pirsztuków). Podniósł z ziemi atrybuty boskiej władzy: Złote Jarzmo, Złote Radło, Złoty Dzban i Złotą Siekierę, dzięki czemu został królem.

Pirst i Pirsza, imiona pierwszej pary królewskiej Zerywanów zawierają rdzeń pir, który ma boskie pochodzenie związane zarówno z Perunem i Perperuną, jak z Prowem czy Perepułtem-Przeplątem. Pirsza to nie tylko pierwsza kobieta plemienia, żona Pirsta (posiadająca Pierścień – czyli poślubiona Pirstowi), lecz także Piersiasta, posiadająca Piersi – czyli po prostu kobieta.




FRAGMENT:

"Kiedy struchleli ludzie oderwali od ziemi twarze, by spojrzeć na niebiańskie dary, zobaczyli je całe w ogniu, a grzmiący głos oświadczył im, że kto podniesie owe rzeczy z ziemi, ten ma zostać królem. Po kolei różni śmiałkowie podchodzili do Jarzma, Siekierki, Radła i Dzbana, a między nimi Kołb, Mrok, Drug i Łeż. Nikt jednak nie mógł nawet o kawalątko przesunąć żadnego z nich. Łeż (Ług) uniósł nieco nad ziemię Dzban, ale zaraz go upuścił, a inne rzeczy nie drgnęły nawet w jego ręku. Dopiero kiedy Pirst chwycił za Radło, wyrwało się ono z ziemi lekko jak piórko. Pirst zebrał wszystkie dary boskie. A kiedy unosił Jarzmo, poznali Zerywanie Prawo Świata, a gdy wyjmował Radło, poznali Uprawę Świata, a kiedy wyrywał Dzban, poznali Ognisko Domowe, a kiedy uniósł Siekierkę, poznali Pracę i Narzędzia. Tak Pirst został królem, a Łeż mocno mu zazdrościł i knuł spisek w umie. Urządzono wielką uroczystość, w czasie której osadzono Pirsta na królewskim stolcu, uczynionym z dębowego pnia. Obmyto go i ubrano w białe giezło, uczyniono dla niego piękny złoty pas i upleciono złote buty ze słomy jarzęcej pszenicy, dopiero co zebranej z kolibańskiego Pola. W dłoniach dzierżył Pirst znaki swej władzy. W prawicy trzymał Złote Radło, w lewicy zaś Kołacz, wypieczony z ziarna zboża, które posłużyło do wyrobu pasa i butów. Dano mu także Ser ukształcony z krowiego mleka w postać serca. Nowy władca obdarował każdego ze swoich współplemieńców kęsem kołacza i kawalątkiem sera. Później Pirst z Drugiem wzięli białą krowę oraz czarnego byka i złączyli ich Złotym Jarzmem. Zaprzągłszy ową karmicielską parę do Złotego Radła, powiedli ją w koło. Idąc wyorali Wielki Krąg wokół Świętego Dębu i Trzech Jaworów. Tym sposobem wyznaczyli Ziemicę Zerywanów. Potem ścięli Jawory i zbudowali z nich Dom.[…]"

Taja Osiemnasta
Dziełania Bogów względem Ziemi i Zerywanów



według tobolarów z Uznamu[1], mudrów z Uroczysk Nadbodańskich[2], kazicielek z Ortela Nadbołotońskiego[3] oraz prawicielek kątyny Jadźwingów w Szurpiłach[4]



Jerzy Przybył – Borana (Lesza, Wiła)






Ród Morów a inni na Ziemi

Chociaż Ciemni Bogowie kryją się w Podziemiach i rzadko wychodzą na Świat to jednak nie jest tak, że się całkiem nie pokazują. Każdy ich ruch przynosi znaczące przemiany w świecie, bowiem przez cały czas, czy to na wierzchu czy w ukryciu, wykonują oni rozliczne prace dla Weli, Ziemi i Nieba.

Ponieważ ich istnienia chciał Ociec Ojców – Swąt, i taką równowagę ustanowił, prace ich są niezbędne wszemu światu, dla ukierowanego[5] dążenia ku celowi. Zatem nie postrzegamy sił ciemnych i jasnych jako złe i dobre, bo istnienie jednych tylko, bez drugich, nie przyniosłyby Światu Pełni. Powiadają tobolarowie z Uznamu, że co dla jednych jest dobre innym się na złe obraca, a czy naprawdę było dobre, nie raz się dopiero po następnych pokoleniach okazuje.

Wiele jest przykładów zgodnej współpracy bogów Jasnych i Ciemnych tam, gdzie to konieczne. Niektórzy powiadają wręcz, że nie ma pod wszymi gwiazdami większych i pierwszych przykładów owej układności, niż ten gdy Swąt z ciemną Nicą zażgnął pierworodnych synów Zniczów, albo ten gdy Białoboga z Czarnogłowem poczęli wszystkich swych jednogłowych potomków, a potem z Buły-Byty wysnuli i wyklepali Ziemię, Niebo i Welę.

W tym miejscu prawimy o tych wszelkich przejawach wspólnego działania ciemnych i jasnych sił, które nie są tak oczywiste, ani widoczne.



Mor i Jaśni Bogowie

Na przykład Mor przybrawszy postać Mroza[6] działa pospołu z wieloma jasnymi bogami. Mróz przybywa na Ziemię w te wszystkie krainy, gdzie w Czasie Kostromy, czyli zimą, czyni ziąb ostry i lody. Tam wraz z całym swoim rodem otula świat senną pierzyną, czyli przykrywą ze śniegu. Co tryskało do tej chwili jarem i gaiło się plennie, zasypia pokładzione kirsnem, zmorzone w śniegach, zastygłe w lodowcach i zmarzlinie.

Czynienie zimy, skowanie ziemi lodem i jej zmrożenie nie jest sprawą łatwą i wymaga wysiłku wielu bogów.

Najważniejszą ze współpracownic Mora w tym dziele jest Gogołada-Władyca z rodu Ładów. Przychodzi mu ona na pomoc ze swoimi chochołdami-kowalisami, udziela bogunom Mora, mrozkom, gościny w swoich kuźniach, gdzie spólnie kowają trestne[7] mrozy. Pojawia się tam także u jej boku Swarog, który jako Niebiański Kowal, zawsze czuwa przy kuciu każdej rzeczy. Ten jest największym wodzicielem[8] w ukształcaniu na niebiańskim ogniu przyrządów, które potem służą ku tworzeniu materii świata. Sam Mor w wielu krajach na dalekiej siewierzy jest ukazywany z kowalskimi kleszczami, które służą do ściskania ziemi i wód żelaznym zimnem.

W owym dziele morzenia i mrożenia współdziałają z Morami Bogowie Źrzebu i Wiergu czyli losu-Zrębu i losu-Wyroku – Źrzeb-Makosz i Mokosza, a też Wij-Wid z Dodolą, którzy wskazują Morowi i jego rodzinie te miejsca na Materii Świata – Bai, które powinny być uśpione chwilowo i te, które należy zmorzyć po wsze czasy.

Dodola jest obecna zawsze wszędzie tam, gdzie zbierane są wody, a więc bardzo wiele robi i w zimie, gdy Perperuna zbiera chmurne suknie na klecenie Śnieżnej Kapoty. Tak to Źrzebowie idą ręka w rękę z Morami w swym dziele.

Mor jako Moroz przychodzi na Ziemię zawsze w towarzystwie Swarożyca, a parę tę wspomaga Władca Wichrów Strzybóg, czyniący mocną i bardzo zimną kurzawę, prącą od północy, albo też południa. Często obok Mora kroczy takim razem Marzanna, która jako Królowa Śniegu okrywa ziemię białym płaszczem, stwarzając każdy płatek innym, jakby to był osobny, niepowtarzalny kwiat lodowy. Mor każdemu z tych kwiatów daje jąderko z kostrej jigły[9]. Niektórzy prawią, iż wspólnie ze Swarogiem mrozki i chochołdy-kowalisy, każdy jeden płateczek, pod okiem Marzanny kowają, morowymi kleszczami ciągną, a swarogowym młotem biją, jeno skry się sypią .

Kiedy na pomoc Morowi nadciąga Marzanna i przynosi śnieg, by go zasiać, zawsze wspomaga ją Perperuna, która zaciąga niebo czarnymi, ciężkimi chmurami-tuczami. Za nimi dwiema postępuje Zmora turbując roślinność i zwierzynę i wysysając z nich wsze soki. Z nią w parze pracuje ślepy Bodnyjak gotujący ciemności.

Mor i Marzanna objawiają się też nade światem często z okrutnym synem Strzybogowym – Dyjem-Poświścielem. Kształci on nieznośne burze śniegowe, duje śmiertelnym oddechem i smaga co żywe, lodowymi sztyletami. Działania Dyja z Morami obracają żywe istoty w zamarzłe posągi.

Największym cudem jednak jest zespołowa robota bogów przy szyciu Sennej Pierzyny i Białej Kapoty. Płatki, jako się rzekło, czynią osobiście Mor i Swaróg wespół z Marzanną, ale do przygotowania owych przyczyniają się i Wodowie, i Perperuna, i Krasa, i Swarożyc i rody Ładów, Dziewów oraz Chorsów. Wodyca, Perperuna i Śląkwa-Dżdża wykonują wielkie, sine płaszcze chmurne zespalane oddechem Mora i przeszywane igłami przez Gogoładę z Dzieldzieliją w lodowe, skrzące kapoty. Te kapoty wybiela Krasa – Pani Maści, a Chorsawa z Groźnicą drą je na pierze. Po nadaniu każdemu płatkowi jedynego, niepowtarzalnego kształtu lodowego kwiecia Marzanna z Perperuną, Śląkwą i Wodycą rozrzucają ten puch po świecie z modrych, sinych i białych zapasic[10]. Materię na płaszcze chmurne czerpie przepastnymi usty, wprost z Morza Wądy, wężokształtna Denga, a noszą ją też: Zorza w zapasicy, Pąćdagżwik w sakach i Dodola z płanetnikami w konwiach.

Wielu wyrzeka przeciw okrucieństwu zimy i zasypianiu Świata, czy przeciw zimnu i ciemności oraz przeciw bitwom, jakie podejmują w tym czasie Ciemni Bogowie, by objąć świat we władanie.

Klną także przeciw ich polowaniom na Bodre Światło i zsyłaniu na żywe stworzenia głodu czy marnienia. Jednakowoż bez owego dzieła całego rodu Morów i wszystkich bogów sprzymierzonych z nimi w tym dziele, nadto bujne ożywienie ściągnęłoby rychło na świat nieszczęścia płynące z nadmiaru.

Inna groźba bierze się zaś z tego, że brak spoczynku i snu prowadzić może do śmiertelnego osłabienia sił. Wtedy zaś Nyja łatwo nakryłaby ludzkość swojemi niszczycielskiemi szpony w sposób nieodwołalny, na wieczystość.



Morowie i Wodowie

Wodowie nie lubią się z Morami, ale i oni działają powielekroć wespół z Panami Zagłady i Zapomnienia. Tak jest, kiedy czynią ciemność i zimność w głębinach wodnych, zwłaszcza w najprzepastniejszych toniach. Także spólnie dziełają na całkiem dalekiej siewierzy skowając morza lodem, kształcąc lute góry, kruche kry, śliskie i ostre jak brzyty lodowce, lodospady i całe ziemice wytworzone wyłącznie z zamrożonej wody. W tych dziwnych krainach żyją zwierzęta przynależne Wiłom i ryby należące do Wodów i ptaki należne Weniom. Tęż zwierzynę Marzanna bieli, darząc futry i pióry białemi, kiedy ziemię siewierną śnieżnym kwieciem ze swego całunu okala. Wszystkie one żyć mogą w mroźnym świecie tylko dzięki łaskawości Mora, który oszczędza żgnące się w jego niepodzielnym królestwie moce i żywioły i dozwala im tlić się tam, gdzie łatwo zdmuchnąłby każdy ich przejaw jednym swoim tchnieniem.

Mor działa także wraz z Wodami i Skalnikiem w podziemnych jaskiniach. Tam kształci prawdziwie lodowe zamyki, z mroźnymi jeziorami, ze śnieżystymi mosty i tumami na kształt wieżyc wyczarowanych z zamarzniętej mgły.

W krainach południowych, Wodowie z zasady nie zgadzają się na harce Mora-Moroza, a jeśli już to tylko, gdy muszą ustąpić pod naporem Kostromy. Tam wody są skowane ledwie przy powierzchni, płytko i krótko, a śniegi zbyt są ciepłe by długo się utrzymać.



Morowie, Wiłowie, Swarogowie i Simowie

Jednakże nawet w najmocniej objętych ramionami Swarożyca i Rui krainach, wysoko, a przez to blisko Dażbogowego Nieba, tam gdzie w skalistych wyżynach i górach króluje niepodzielnie Sim, współdziała on ręka w rękę z Morem i Marzanną unicestwiając wszelki żywot, a ziemię ścinając mrozem i okrywając ją śniegiem. Wszędzie w wysokich górach Mor chętnie kuma się z Simem i Skalnikiem. Tam w przyniebiu, zawsze jest zimno a połacie golizn skute są wieczystym lodem, który nigdy nie taje.

Sołowie, najbardziej jarzyści spośród wszech bogów, też nie stronią od bliskich związków z Morami, a niektórzy gajdowie powiadają wręcz, że niebo którym włada Daboga – Pani Dnia nie jest wcale kamienne, ani ukute z innej materii, lecz jeno z lodu zdziełanego przez Swaroga, Wodo i Mora na Skraju, gdzie się mieszają powietrze z parą, a para z bezparą i z bezpowietrzem.

Wodowie i Strzybogowie czasami idą też pod rękę z Morami współdziałając

z Córą Morową – Zmorą. Pomagają jej oni przenosić zarazy i choroby po świecie. Strzybogowie w ogóle są niezwykle zmienni względem Morów. Czasami na przykład rozdmuchują morowe powietrze, czasami zaś przeszkadzają w jego rozprzestrzenieniu.

W ciepłych krajach, gdzie Swarożyc wysoko nosi swą Tarczę i Morowie nie mogą zamorzyć życia mrozem, dziełają inny rodzaj wiecznego kir-snu. Ów mór odurzający powstaje w wyniku pomoru, czyli morzącej choroby, albo ze stworzonego przez Mora z Pogwizdem pomrocza – duszącego, morowego powietrza. Ten kirsen zwany jest zaśpieniem lub umorzeniem.

Morowie współpracują także z Wiłami i innymi bogami, bowiem nie ma takiej rzeczy, która by z biegiem czasu nie usychała, nie martwiała, nie marszczyła się, nie zużywała, nie rozkładała się i nie rozpadała w pył. W tej pracy głównie udziela się Marzanna i Zmora, ale czasami i Groźnica.

Bogini Chorzyca-Groźnica bierze udział razem z Wilcem, Borutą, Leszą i Rokitą w robotach, które pozwalają jej pozyskiwać soki trujące i leczące z roślin, grzybów bądź zwierzyny, a potem czynić z nich wywary, napary, maści, trucizny, leki, wyciągi i zgęstki[11].

Razem z Borutą Chorzyca jest Panią Ziół. Zioła często służą rozkładowi stając się truciznami. Jeszcze bardziej od jadów roślinnych są paraliżujące i uśmiercające gadzie i pajęcze, a więc zwierzęce jady. Wiele grzybów dużych i małych, czasami nawet tak malusieńkich, że je trudno zoczyć, działa przeciw życiu mocniej niż piorun.

Dzięki temu, że Mor skowa ziemię uprawną mrozem i lodem na zimę, odpoczywa ona i może na wiosnę znów rodzić pożytki. Skały i lodowce górskie śpią wiecznym kirsnem pod płaszczem śniegu. Jednakowoż od czasu do czasu Sim, który te ciężkie białe szuby na sobie musi nosić, otrząsa się z ich nadmiaru, lub odrzuca kolejne całuny dla rozgrzewki i puszcza je śnieżystym szalem ze szczytów w doliny. Biada śmiałkowi, który się w pobliżu onego strząsu znajdzie, żadną siłą się lawinie śniegowej nie oprze i łacno może zginąć pod opadającą ciężką okrywą simową[12].

Morowie często ręka w rękę czynią też różne rzeczy z rodziną Swaroga. Powszechnie wiadomo, że Watra po tym jak potraktowano jej córkę Żagwię, która pierwsza dała ludziom ogień i była jego kapłanką, a została ukamienowana przez Zerywanów, a potem rozkawałkowana przez mściwego Swaroga, poprzysięgła szkodzić wszystkim pokoleniom ludzkim po wsze czasy. Tak mocno kochała Żagwię, także i przez wzgląd, iż ta była dzieckiem jej i Księżyca, że nie wybaczyła Swarogowi jego czynów i zazdrosnego zachowania, ani wyrzutów jakie jej robił o przyjaźń z Chorsami. Opuściła na zawsze dom rodzicielski i Niwę. Zeszła w głąb Ziemi. Nie pokazała się już od tamtego czasu nigdy na Pełnym Niebie. Cały czas przebywa jeno pod niebiosami Nieba Niskiego, na Ziemi, które jest wykute z kamienia, albo pod skalnymi kopułami Podziemi lub Nawi, gdzie spotkała i wreszcie pokochała Skalnika-Skoła.

Tobolarowie z wyspy Uznam uznają, że Watra urodziła Skalnikowi dwoje dzieci: Drżakyja i Wyziewa. Podług ich słów, Drżakyj nie miał nic wspólnego z kazirodczym dzieckiem Iworody i Rykawda – Drzakiem. Ten drugi panował jako król łyskowicki i zginął w bitwie podczas oblężenia Karoduny za króla Kirkuda. Prawdziwy Drżakyj-smok, żył odwiecznie opodal Wawelu nad Wąduną jeszcze na długo zanim Zerywanie odrodzili się z Pępów i Popiołów Nowej Koliby – Lęgii.

Drżakyj ział żywym ogniem czyniąc w koło pożary kniei i ryczał z taką mocą, że drżała cała Ziemia. Jego miano odzwierciedla jego właściwości – wprawiania w drżenie ziemi i wykuwania[13] nowego krajobrazu. Miał on postać wężowo-smoczego inoga o kamiennej łusce. Z jego imieniem połączono potem mylnie postać króla Drzaka, władcy Łyskowiców, który był nie mniej zaborczy, żarłoczny, okrutny i ognisty co sam Drżakyj. Temuż królowi łyskowickiemu, kaganowi Łysogór, nadano przydomek Całożerca.

Według tobolarów uznamskich Drżakyj zniknął z powierzchni ziemi zabity przez króla Sciłunesa ale, jako że jest boskim inogiem jego całkowita śmierć nie była możliwa. Ze względu na swoje ogniste przyrodzenie i żarłoczność został przykuty żelaznymi łańcuchami przez Kowalisa, Piłowicę i innych chochołdów Gogołady do żelaznego Pala w Nawi Piekło, u stóp Góry Ognistej przed Jaskinią Tronów. Od tego czasu miejsce to nazywane jest Leżem Drżakyja lub Leżem Drakiwa. Niekiedy jednak zdarza się mu z owego łańcucha zerwać i ponownie pojawia się wtedy na Ziemi, w różnych jej miejscach z osobna, ale bywa też, że w kilku na raz. Jego ogniste ciało i duch dzielą się jeszcze w Piekle, następnie zstępuje on z Weli w serce Ziemi i stamtąd, z jej najgłębszych trzewi wydziera się na świat. Najczęściej Mor cichcem rozkuwa ogniwa jego łańcucha, żeby mieć pomocnika w zebraniu żniwa z Niw Ognia. Drżakyj zalewa wtedy świat ognistymi dragwiami, a dobywając się ku powierzchni wywołuje powszechne drżenie ziemi zwane drygotem, czyli trzęsieniem ziemi. Rozrywa trzewia naszej Matki, rozdziera jej skórę, wytrawia ją z runa do golizny, po czym rzuca się na twarde pancerze swego dziada Sima, łamie je i rozbija. Na koniec Drżakyj orze ognistymi pazurzyskami ciało Skalnika, napełnia bruzdy jego zbroi żarem i popiołem, po czym przekuwa tęż zbroję, kładąc na jej licu nowe rysy i krajobrazy. Drżakyj wzbija się też w powietrze, a właściwie wdziera się z hukiem w obszar Pogody i Podażgwika, a także w królestwo Strzybogów. Razem z Dyjem Poświścielem czyni trujące wichry i powietrzne pożogi. Jego gniew za uwięzienie obraca się przeciw niwom wszystkich bogów. Drżakyj przy pomocy ognistych jadów i płomiennego przyrodzenia staje się niszczycielem powszechnego ładu, siewcą gwałtu i przemiany. W tym dziele idzie ręka w rękę z Przeplątem. Kędy zaś przeszedł wiele jest bólu, zgrzytania zębów, płaczów, krzyków i śmierci, a pustka nastaje na długo.

Podobnie czyni Wyziew, który jednak swe ogniste pulsujące oblicze ukazuje z rzadka i to w jednej okolicy, na południe od Białych Gór Kauków[14]. Wyziew jest inogiem przenikliwym, potrafi się sprężyć, ścieśnić i wcisnąć w najmniejszą szczelinę. Z trzewi Ziemi dobywa się przy pomocy Skalnika i syna strzybogowego Śwista. Kiedy już jest na świecie tedy dołącza do niego podstępna Groźnica z Morów i wspólnie, bez użycia weni, trują nic nie czujące ofiary, albo otaczają je dławiącym płuca bezdechem. Szczególnie pod ziemią w kopalniach, jaskiniach, grotach i pod wodą, lubi Wyziew znienacka atakować i śmiertelnie razić swoje ofiary.

Choć działanie synów Watry, zwłaszcza gdy sprzężone z dziełem Skalnika i Mora, przynosi zniszczenie Ziemi i zagładę wszystkiemu co żywe, to Matka Ziemia oraz Sporowie dają ludziom z owych poranionych ich robotą miejsc, w późniejszym okresie w nagrodę poniesionych strat, stokrotny pożytek.

Podobnie ciężko wszemu żywemu bywa, kiedy Drżakyja uwolni z okowów nawnych Ładziw. Gdy przychodzi czynić gwałt z poruczenia Ładów wtedy przybywa na świat w ludzkim ciele, jako zdusz. Ten obraca swe ogniste i krwiożercze przyrodzenie w żądzę wojny, zniszczenia, zemsty i krwi. Tak było, gdy przybył z zaświatów zbieszony pomiędzy Lachów i wcielił się w ciało kagana Dago z Kościszków przemieniając tyrsa Dagona w księcia Mszcza-Mieszka Piastowica. Tak też było, kiedy się pojawił wiele wieków później na Wołoszy i w Siedmiogrodzie, jako wąpierz wcielony w hospodara wołoskiego Włada Palownika[15]. Tę jego postać, pod wciąż innymi mianami, widywano nie raz nie dwa i widuje się ją po dziś dzień we wszych stronach świata. Łado i Ładziw przy pomocy uwolnionego Drżakyja czynią nowy ład na Ziemi, Niebie i Weli.



Morowie a inni bogowie

Chorzyca współdziała z wieloma bogami. Leki czyni z niezwykłej wody, czystej i żywej, czerpanej z głębin ziemi. W ukryte źródła i krynice, sam Skalnik wkroplił i rozproszył swoje ródcze materie, podczas miłosnych swawoli z Tryską-Wodycą. W tych źródłach udział mają i Strzybogowie, a szczególnie łagodny Pogwizd, którego Wodyca nie raz do siebie przytula pozwalając mu pocałunkiem puścić lekkie uzdrawiające tchnienie w swe trzewia.

Chorzyca bierze swoje pożytki od Reży i Rgiełca, a też od Wołosa, od Rady-Zboży i od wielu innych bogów. Ma ona największy udział w tworzeniu morowego powietrza i rozprzestrzenianiu zarazy. Gdy rozplenia zarazę podąża za plecami Pośwista i Strzyboga oraz Wodnika i Wodycy, w towarzystwie lelków, nawek i samej koszącej żywot Nyji.

Morowie szczególnie współpracują z Dzieldzieliją z Dziewów, dając cierpienie w miłości, a Zmora wszystkiemu co żywe przynosi ból, udrękę i trud[16].

Zmora uczestniczy w pracy Radorady, która wychowuje nowe pokolenia. Z tego powodu przechodzenie przez obrzędy Stawania się, Stworzenia i kolejne szczeble Wtajemniczeń Dojrzałości jest trudne i bolesne.

Szyby w oknach i tafle wodne Marzanna razem z Krasą malują w kwiaty, we wzory albo w kiściaste wywijasy.



Jerzy Przybył – Plątwa w dwóch postaciach – po ukaraniu przez Swąta i przed,

czyli po Wojnie o Taje i przed wojną



O Wenie dziełanej przez Bogów Weny

Czym Wiecha-Wierszba jest dla Świata tym Wena jest dla człowieka – jego zwieńczeniem.

Wieniec na głowie zwycięzcy jest znakiem dokonania pełnego dzieła, wiecha na szczycie budowli tę samą pełni rolę.

Wena dana przez Swąta Zerywanom, wraz z jego istem z gałązek Wierszby, jest najgłębszą istotą człowieczeństwa.

Wena[17] zawarta w duchu człowieczym, w jednej z Trzech Duszyczek co pełną duszę tworzą, jest jeno ludzkim przywilejem.

Inne ożywione istoty osiągają swoje wytwory bez myśli, idąc jedynie za boskim nakazem. Takoż drzewo puszcza świeże pędy na wierzchołku, bo tak chce Borana. Kwiat kwitnie w wyznaczonej porze, jaką mu wybiera Gaj-Ruja. Niedźwiedź zasypia zimą w gawrze, jak tego pragnie Mor i Kostroma. Ryba składa ikrę w stawie, jak jej każe Wąda i Ródź. Jabłko źrałe spada z konara, gdy chce tego Śrecza. Bociany na gniazdach siadają zleciawszy z krain dalekich, kiedy Dziewanna ukwieci łąki. Mrowce budują kopce podług głosu Gogołady, wilcy zasię wyją kiej im Księżyc Srebrzysty rozkaże.

Wszystkie żywe istoty posługują się Rzeczami Wtórymi i Trzecimi zesłanymi przez bogów.

Jeno ludzie pośród boskich tworów zyskali przywilej, że to co raz od bogów posiedli, czyli umiejętność, stosują przy pomocy weny do tworzenia nowego, odmiennego, niż to co było im dane.

Tylko ludzie z onych Rzeczy Wtórych i Trzecich wykonują Rzeczy Czwarte, własne, niczyje więcej jeno człowiecze. Rzeczy te i wytwory, nowe umiejętności powstałe z przekształceń wiedzy przez bogów zesłanej (rzeczy wtórych i trzecich), nie wykraczają poza to co już we Wszym Świecie istnieje. Bowiem każda rzecz i każdy pomysł, jaki może przyjść człowiekowi do głowy, już dawno był i jest w Kłódzi Swąta zawarty[18]. Często ukryty przed umysłem człowieka znajduje się też w tynach Żywiołów, Mogtów, Kirów, bądź Działów. Może przez bogów być danym, lecz nie każdy potrafi go podjąć, jak nie każdy potrafi podjąć Złoty Dzban, Złote Radło czy Złotą Siekierę.



Zofia Stryjeńska Pogoda (forma męska – Podag) – Pan Ścieżek

By myśli, zapisy, runy, rezy, czerty, koby-kody, wici-wiłty, albo nowe rzeczy, mogły ujrzeć światło dnia i spłynąć na ziemski padół, konieczna jest wola Pana Panów, a po niej wykonana być musi wielka boska robota, którą zwą oniż Dziełaniem Weny. Całe dzieło pospólnej boskiej roboty w tym względzie jest niezwykle złożone.

Do ludzkiej wiedzy przychodzą wpierw rzeczy Wtóre i Trzecie, a po nich dopiero w mozole rodzą się Rzeczy Czwarte (ludzkie). Dzieje się to dzięki stałej pracy Rodów, którzy przemierzają Welę i Niebo, a także Ziemię w poszukiwaniu onych rzeczy ukrytych.

Po to by się rzecz w rękach człeka znaleźć mogła Chorsowie wchodzą w związki z Wodami i Rodami a także z Weniami, Weniowie kumają się z Ładami i Perunem, Gogołada pracuje ręka w rękę ze Swarogiem, Bożami albo Chorzycą, Dziewanna gotowa jest pójść jedną drogą z Nyją. Wszystkie te związki boskie prowadzą do dziwnego wytworu ludzkiego umu, jakim jest pomysł, twórczość, pieśń, gąśćba[19], gędźba[20], posąg, myśl i wiele innych, a także na końcu narzaz, wić, kob, obraz bądź każdy inny zapis.

Wiele jest rzeczy na Niebie i Weli, a także na Ziemi, wciąż jeszcze przed ludźmi ukrytych. Rodowie i Ładowie dobywają je z zakamarków najciemniejszych, a czasem z miejsc całkiem bliskich, jasnych, lecz dla człeka niespodzianych. A rzeczy te biorą się stąd, że jak powiedziano w Księdze Tura, Swąt nieustannie je dzieła w swej Kłodzi, a potem na zewnątrz rzuca te, które chce rzucić. Tam w obrębie jego zamyku czają się cały czas Swątowi pomocnicy Gałęzowie – Świćgałęza i Świętogłaza, i podejmują każdą ciśniętą przez Boga Bogów drobinę. Skrzętnie ją skrywając niosą owe rzeczy, w wielkiej tajemnicy, w różne miejsca Świata.

By człowiek mógł podjąć taką rzecz, jako się rzekło, konieczne jest by naszła go wena. A nad ukształceniem onej weny prócz Rodów pracują całymi tynami bardzo liczni bogowie, gotując różne kawałki onego cudu. Kawałki złączone czarem w jedność, spływają ku wybranym ludziom. Czyja rola w tym dziele jest większa? Trudno powiedzieć.

Wielka jest rola Ksnów, Władców Krainy Księżyca, którzy dają ludziom sny, przypływy wiedzy, marzenia i silne pozamiłosne żądze. Wielka jest praca Weniów, czyli Bogów Pogody i Drogi, co powodują lekkie powietrze przyspieszające myśli, ułatwiające boskie wpływy, dają pogodne wiatry podróżnym i odkrywcom, prostują splątane ścieżki rozumu.

Wielka jest rola Ładów, którzy każdej chwili starają się by wiedza, jaka ku ludziom przychodzi miała swój właściwy dla ich umu wymiar, by była prosta i zrozumiała, by dała się w życiu stosować. To od nich zależy czy czasem, jak na nasze marne ludzkie możliwości, nie otrzymamy nadmiaru wiedzy o jakiej rzeczy czy kirze Rzeczyistności, która to nadmierna wiedza może pchnąć nas do złego, za podszeptem Przepląta. Lecz oto przecie bywa też czasem, że sam Przepląt, Władca Przypadku-Koszu, ważną odgrywa rolę, by rzecz lub istność znalazła się w ręku człowieka. Po prawdzie trudno by było znaleźć wśród Żywiołów i Mogtów, a także innych bogów, takich którzy w sprawie dawania weny ludziom nie biorą udziału.

Na jakie sposoby spływa wena ku ludziom i jak jest to przez bogów czynione? Wielkie to dzieło i wielce czarowne. A rozpoczyna je Pełny Księżyc, gdy zbliżając się do Matki Ziemi powoduje ruchy jej wód, wilgotnienie, przypływy i odpływy, nagłe zmiany uczuć wśród ludzi, ruchy powietrza, zwłaszcza górnego, lekkiego, które łatwo wtedy wchodzi w ludzkie umy przynosząc wysokich lotów myśli, albo kłębowisko dziwności i szaleństwa.

Na wybranych, w Pełny Księżyc spływają wróże widzenia, przeczucia, skrzyste baje, wizje, czucie przyszłości, wiedza taj, wzory i widma.

Różne są widzenia, różne są przeczucia, różne są marzenia, a każde pragnienie mniejsze czy większe, tysiąc ma odmian i odcieni kształtnych, a z kształtów onych płyną dalsze czyny, które dzięki wenie z rzeczy Wtórych i Trzecich czynią Rzeczy Czwarte.

Jako się rzekło każdy z bogów macza palce w tym by ludzie wiedzieli, albo nie wiedzieli, każdy z nich bowiem włada osobną dziedziną, a razem dziedziny one obejmują Wszy Świat we wszych jego przejawach. Lecz ci są najważniejsi, którzy rzeczy ukryte podejmują, ociosują by ku ludziom stosowne były, ci co je przerzucają i podrzucają w miejsca stosowne do podjęcia oraz ci, co dają ludziom moc ich podejmowania. Z tych ostatnich, poza Ksnami‑Chorsami, ważni są Rodowie, Weniowie i Prowowie. Z tych, co rzeczy noszą, ważni są wszyscy Mniejsi Żywiołowie, a też Ksnowie i Weniowie. Z tych, co rzeczy ukryte podejmują, ważni są Źrzebowie-Mokosze, Plątowie, Ładowie i Prowowie. Wreszcie z tych, którzy rzeczy one kształcą by zdatnymi były, ważni to Ładowie, Prowowie i Morowie z Welesami.

Dużo by prawić o tym jak krętymi ścieżki wiedza, wróżba, modlitwa, umiejętność, myśl i wyobraźnia, a najbardziej sztuka, ku człekowi przychodzi. Jak jeden po drugim biorą Rzecz w swe ręce kolejni bogowie, po to by ku Ludziom przyszła oraz o tem, jak nieraz Człowiek oną Rzecz opacznie rozumie i opacznie używa przeciw jej Przeznaczeniu. Jednak tą nieprostą sprawą w szczegółach zajmuje się jedynie Księga Treb, zwana też Księgą Wiedy lub Wiedzy – ta jest Księgą Wysokiego Wtajemniczenia, pod której zapisem kładą swoje głowy Czudesowie-Kudałowowie, Czarownicy Krainy Księżyca i Świtungowie[21].



Bogowie Ciemni i Jaśni z sobą i przeciw sobie

Wielu bogów, choć głośno się do tego nie przyznają, współdziała z Welesami. Jest wśród nich i Perun uderzający nieraz błyskawicą tak, że zabija, i nawet największy wróg Welesa Kupała pod postacią Wesela. Przyznać trzeba że uczucia, żądza, a zwłaszcza miłość, nie tak często prowadzą do śmierci, ale z drugiej strony dzieje się to częściej niż się potocznie przyjmuje.

Welesowie oczywiście najwięcej działają ręka w rękę z Morami, którzy morzą, wysysają siły życiowe, czynią zarazy, starość, choroby i cierpienia popychające ludzi ku śmierci. Także jasne jest, że trzymają się blisko Plątów, Władców Przypadku – Koszu, którzy popychają ku nieobliczalnym czynom i występkom, podsuwają niewidzialne przeszkody i tak plączą dole, wiergi i źrzeb, że śmierć jest częstym wynikiem ich działań.

Plątwa, Królowa Zawiści czyni złych ludzi, którzy robią wszystko przeciw prawom świata i często też odbierają życie temu co żywe. Dzieldzielija (Dzidzilela), Pani Zazdrości nawet miłość ukształca w tym kirze, który wiedzie do unicestwienia.

Jest też na świecie tak, jak to przyrzeczono ludziom po Wojnie o Taje. Nastał czas wojen między ludźmi, czyli dziełań Ładów, a w nich Weles zbiera obfite żniwo. Niektórzy prawią, że Ładowie nie potrafiliby utrzymać Ładu Świata gdyby nie było śmierci, a także wojen. Z Welesami współdziała również często Prowe i Sądza, i Prawic, którzy czuwają by przestrzegano Praw Świata, a karzą śmiercią taką czy onaką wszystkich przestępujących grań onego Prawa.

Bywa, że nawet Zaródź czuwająca przy porodach musi oddać Welesom to co ich – umierają położnice albo noworodki, lub jedni i drudzy.

Z Welesami działają także Wodowie i Świstowie. Ludzie, rośliny i zwierzęta giną w powodziach i wichurach. Giną, gdy Skalnik i Watra zioną z Ziemi ogniem, gdy smok Drak wychodzi na Świat i trzęsie jej grubą powłoką.



Żywioł ognia – ogniowy dragon

Ogień często daje żer Welesom, tak samo zresztą jak i spokojne lądowe wody i niespokojne morze. Co gorsza bywa, że nawet Żywia i Rada-Zboża, boginie najłaskawsze, podadzą człekowi czasem truciznę miast pokarmu, lub dadzą radość nazbyt mocną, która go oszołomi i przywiedzie do zguby.

I Spor i Śrecza, bogowie znani z dobroci i pogodnego przyrodzenia, którzy sporzą pożytki ludziom, którzy dają dobre spotkania i znajomości, przywiodą też nie raz w progi domostwa kogo, kto swą chytrotą zgubi człeka i na ród jego hańbę przywiedzie. Nie raz też słyszano o tym, że Wołos miast mnożyć byty wołowe, krew posiał, co z byczych rogów spłynęła.

Każdy bóg, nawet najbardziej od Nawi i śmierci odległy, macza palce w śmierci i zapomnieniu, nurza się w ciemności, choćby i czasem, przez mgnienie, które dla człeka długo potrwać może.

Tak to właśnie, na wszystkich niwach, bogowie każdego dnia wspólnie czynią swoje powinności, które utrzymują świat w ruchu i nie ma znaczenia, czy są Jaśni czy Ciemni, kieruje nimi bowiem przymus Boga Bogów i Święta Wola Najwyższego Ojca Ojców[22].



O Materiach Świata inaczej



obraz na Baji Świata

O wadze Materii Świata

Waga Materii Świata jest jedną ze spraw najważniejszych dla jego istności. Stąd i dla śmiertelnych potomków Zerywanów było istotnym, aby dotrzeć do jej najgłębszych tajemnic. Istotność owa bierze się stąd, że choć jako byty osobowe, niepowtarzalne, ludzie są skończeni i śmiertelni, to posiąść mogą w swoim potomstwie niezliczone przedłużenia, przybierające postacie, odmienne od ich własnej, i sięgające nieskończoności.

Przedłużenie siebie w innych osobach, dziełach, bądź w pamięci pokoleń jest jedyną możliwą drogą osiągnięcia nieśmiertelności dla człowieka, a co dziwne jest drogą dostępną dla wszystkich, i spełniającą się niemal bez wyjątków.

Dlatego dogłębne wyjaśnienie sprawy Materii Świata było i jest ważne dla wszystkich pospołu i dla każdego z osobna. Ludzie winni mieć jasny pogląd na Przeznaczenie Świata, a w tym na ludzki źrzeb, który jest częścią tego przeznaczenia.

Księga Tura w licznych tajach, a szczególnie w Tai Szesnastej, omawia sprawę Materii Świata – Bai, tkanej przez Bogów Źrzebu, lecz nie rozstrzyga dosyć jasno, jak to jest z onym Przeznaczeniem Świata.

Sprawą Welonu-Czechołu, Kiru i Sieci zajmują się inne taje w licznych wzmiankach, ale owe przywołania są jeno ziarnkiem światła w ciemności. Jak dotąd była zatem zakryta wiedza o wzajemnych wpływach między materiami świata, o ich tworzystości[23], o ich splotach i przenikaniu. Konieczne się zatem stało jeszcze jedno rozjaśniające ów mrok podanie.

Pośród wielu sprzeczności kącin Zachodu i Wschodu głos w tej sprawie zabrali mędrcy, członkowie Gromady Mudrów oraz kazicielki z Gromady Kazytek i Prawicielek. Uczynili to by rozstrzygnąć wątpliwości. To, że głos zabrali oznacza, iż Materia Świata wielką ma wagę. Oto obraz, jaki z wątków taj – splecionych w taje bajorków – i wici dywanów-kobelinów[24] boskich oni wysnuwają.



Liczność Materii Świata


Cztery jest czertą o wielkiej świętości, lecz nad nią jest wyższa czerta – trzy, a nad nią dwa, a nad nimi wszystkimi znajduje się czerta jeden.

Jeden jest Bóg Bogów, lecz Cztery ma Oblicza, Dwóch jest Bogów Działu a każdy z nich ma po Trzy Oblicza, Czterech jest Bogów Kiru a mają oni po Dwa Oblicza. Każdy z bogów jest cząstką Najwyższego, tak jak każda z rzeczy jest jego cząstką – takoż zatem źrzeb, wierg, dola i byt są cząstkami Przeznaczenia, a Sieć, Czechół i Kir są cząstkami Materii Świata. Trzy Kręgi tworzą w boskim kole Krąg Najwyższy – Wewnętrzny, a wszystkie związane z nimi czerty zamykają się najwięcej w czercie cztery (4), a najmniej w czercie jeden (1).

Cztery są tworzystości (Kiry) świata: kir – czas (pora, kirczas), kir – strona (przestroń, przestrzeń, kirstroń), kir – run (ruch, zmiana, kirunek) i kir – kształt (wygląd, kirobraz).

Cztery są rodzaje materii bytnych – istnych: powietrzna, wodna, lita i ogniowa. Cztery są też rodzaje materii duchowych: biała, żółta (niebieska)[25], czerwona i czarna. Z tych czterech materii ducha płyną cztery wyrazy ludzkiej osobowości (kirunki osobowe, kirunki istności – kirsty)[26]: powolny, żywy, chybki i bezwolny. Cztery są główne u mężów i niewiast kształty osobowości: naczelna (wodzowska – przywódcza), skrzystna (wojowska, buntownicza), oboczna (wieszczbiarska, wsobna) i namiestna (wykonawcza, zasiedziała) . Cztery są rodzaje ludzi w plemieniu, zależne od czterech rodzajów śnieci plecionych przez bańskie pająki: czelnicy (śnieć Czelustka), krzecznicy (śnieć Krzeczenia), boczenicy (śnieć Boczenia) i mastnicy (śnieć Namiastka).

Ale trzy są znowuż dusze w istnościach żywych, które się składają na jednego, litego ducha czyli czwartą, Duszę Dużą, pełną. Takoż trzy są rodzaje istu – nośnika wiecznego żywota – płoń (biała), ichor (niebieski) i krasz (czerwony), a składają się one razem na pełny bożoboski ist – złoty. Trzy były Rzeczy Pierwsze – dzieła Swąta, które są znakiem Zasad Świata, i trzy wyjścia Swąta z Kłodzi, ale i one złożyły się na czwartą Rzecz Pierwszą, bądź zmierzają by stało się Czwarte Wyjście Swąta.

Takoż jest z Przeznaczeniem (dawno dawno temu zwanym koszem), na które składa się byt, dola, wierg i źrzeb oraz z Bają (Dawanem-Dewanem-Dywanem), na którą składają się Kir, Sieć i Welon-Czechół.

Dwa są zatem przyrodzone rozwiązania – jako rzeką Mudrowie – widzialne we Wszym Świecie, gdy idzie o jego podstawy: Trójca złożona w Jedność, która staje się dzięki temu Czworożywiem, albo Jedność złożona z czterech współtworzystości, którą można widzieć jako osobną jakość – Pełnię, będącą piątą postacią danej rzeczy. Nie mamy jednak pewności czy bacząc na świat i czytając taje świata z ludzkiego, ułomnego miejsca widzenia ludzie nie popełniają błędu, który stwarza ową różnicę, w rzeczywistości wcale w świecie nie istniejącą. Być może dzielenie włosa na czworo jest działaniem przesadnym, jako że Swąt Cztery ma jeno Oblicza, a czwarte jest jego Pełnią.

Jest zupełnie możliwe to co powiadają Kazytki, że część kątyn myli się rozszczepiając włos na czworo[27] i uznając, że rozłożony na cztery części włos staje się rzeczą piątą, inną niż włos scalony z czterech części. W istocie, prawią Kazytki, włos pozostaje włosem. Cztery pory składają się na rok, ale rok nie jest przez to nowym bytem, jakościowo odmiennym od bytu złożonego z czterech pór. Odwrotnie, jest tym samym bytem określonym wyłącznie przez cztery, następujące po sobie, pory roku. W istocie to cztery pory zamykają się w rok, łącząc się koliście w sobie. Tym samym nie powstaje z nich nic innego, co by było jakąś piątą porą, o odmiennych cechach.

Chociaż widzimy wiele różnych postaci Materii Świata, powiadają bardzo mądre wróżki z Gromady Kazytek, jest to jeno ich obraz pozorny, przybrana postać widzialna, bowiem do trzech się one rodzajów sprowadzają, udziełanych z trzech rodzajów ziarna istego, a razem dają czwarty, co jest jeno splotem owych trzech istów podstawowych..

Wiele kącin i wielu żerców, a zwłaszcza Gromada Sławców[28], mimo tych rozumnych napomnień uznaje, że ważniejsze od ludzkiej przenikliwości, czy to Kazytek czy Mudrów jest Słowo, które zawsze stać będzie ponad ludzkim osądem. To co przekazane, jest według nich święte i niezmienne. Stąd trzymają się opowieści zasłyszanych słowo w słowo, i tylko je uznają za godne wiary. W tym miejscu przyznajemy im pełne prawo do takiego postępowania, a ich przedstawień i prawd o wierze nie uważamy za mniej właściwe od przedstawianych przez nas. Jednakże w dalszym ciągu wywodów uznać musimy dla naszych potrzeb prawdopodobną słuszność spostrzeżeń Kazytek, chociaż nie są owe spostrzeżenia tak pewne, jak kazicielki chciałyby to przedstawiać.

Cztery Oblicza Swąta, prawią one, starzeją się i mądrzeją aż do czwartej zimowej, welańskiej, pełnowiedzącej postaci Czwartego Oblicza. Przez to nie staje się Swąt niczym innym niż jest – Bogiem Bogów, Pełnią i Jednią. Podobnie jest z czterema materiami ducha. Z czterech materii duchowych – białej, żółtej, czerwonej i czarnej – nie powstaje piąta, która je wszystkie ma zmieszane, jakowaś szara czy bura materia, którą do tamtych czterech moglibyśmy dodać jako odmienną, nową, lecz materia, w której one w różnych częściach zostały utkane – utkana z nich czterech.

Czterożyw więc jest oną świętością, która zakreśla górną pełnię bytu. Pozostaje to w zgodzie z całą Wiedą (Wiedzą) i Wiarą (Przyrody), gdzie czerta pięć samą grań (granicę) oznacza. Ci wszyscy, którzy inaczej sądzą mylą się i mnożą byty nad potrzebę[29].

W podaniach zatem, gdzie mowa o większej liczbie materii świata, podzielono niepotrzebnie materię na więcej kawałków niż jest, a w podaniach kędy mowa o źrzebie i Bogach Przeznaczenia pomnożono nad miarę rodzaje doli. Podług ich słów trzy są materie, które złączone razem tworzą Baję i cztery są rodzaje doli, które tworzą Przeznaczenie. Poza tym powiadają one, że ważniejsze nad to „ile”, są inne pytania, na które Księga Tura nie daje odpowiedzi. Odpowiedzi na one pytania, kiedy się je uzyska, rzeką więcej o Baji, niż do tej pory powiedziano.

A te pytania to dla przykładu, pytanie o to co zawierają w sobie materie świata – Kir, Welon i Sieć? O czym mówią, co wyznaczają w sposób nieodwołalny, a co ukierunkowują? Z czego są utkane, kto je wykonał i kiedy? Jaki jest ich wygląd, jaki był w przeszłości i jaki jest dzisiaj? Stały jest czy zmienny?. Czy zostały światu raz na zawsze w jedynym kształcie dane? I czym w ogóle są, oraz jaki z powodu swej istności, mają wpływ na Baję. Kto zajmuje się ich tkanką, kto je tka w bajory, kto odnawia, kto czyści, kto rozpościera i po co to czyni?.

Warto je zadać, warto zadawać często, warto zadawać każdemu. Choć bowiem nie każdy może na nie odpowiedzieć to każdy może i powinien nad nimi rozmyślać.



Marzanna i Krasatina oraz Świcień – Zagubiony Brat Miesięcy



Krasa-Krasawica – według projektu Stanisława Wyspiańskiego do sztuki Bolesław Śmiały

Dwie były welańskie panie, które wiecznie się spierały, jako że obie uważały się za najpiękniejsze pod wszemi słońcami: Krasatina i Marzanna.

Krasatina niezwykle jest urodziwa. Każdy człek to wie, że ktokolwiek zostanie uwiedziony krasnym licem tej bogini, zapomina nie tylko języka w gębie, ale jakie mu imię z wiergiem pod posłanie włożyli[30]. Krasa skórę ma mleczną, lico krągłe, krasnym rumieńcem obleczone, pierś wezbraną, paznokcie wysrebrzone, postać pełną i warkocz szczerozłoty do samiuśkiej ziemi, a zęby śmiejące, iskrzące, białe jako skrzydła gołębicy.

Marzanna za to kibić ma smukłą, a skórę taką białą jako tamta zęby, niczym śnieg luty, włosy srebrzyste długie do samego podłoża, palce u rąk smukłe, takoż uda wyciągłe, wielkie ciemne jak noc oczy, w które jak się kto zapatrzy to jakby w studnię bez dna się zapadł, albo w jaki kir – sen. Niektórzy powiadają, że od jej oczu to straszne zapomnienie człeka nachodzi, które lód obojętności w serce wlewa i wszelaką żywość zabija. Jej spojrzenie tchnie chłodem zmrażającym, co każde uczucie w bezczułość skowa. Mówią też, że jak kto naprawdę bardzo, bardzo głęboko w jej czarowne głazy (oczy) zajrzy, ten wpierw nieskończoność wszego świata dostrzeże, a potem zaraz tchnienie Nicy go otula i w czarną ciemność go spycha, tak gęstą jako włosy Pani Nicości, co utkane były w czterech gniazdach Kirów, nachodzących się na samych skrajach świata. Ten nigdy już z maligny do zdrowia nie przyjdzie i wkrótce umiera.



Świat według Krasatiny – jedno z jej wcieleń

Krasatina jest wesoła i psotna, w uczuciach niestała, prędka w czynach, łatwo wybaczająca. Jeno jednej osobie nigdy jakoś wybaczyć nie zdołała – Marzannie. A to dlatego, że wszyscy bogowie bez trudu od pierwszej chwili, gdy na Świat przyszła pojęli, iż to ona jest Władczynią Piękności, Urody i Uczucia, ale nie ta ostatnia.

Marzanna nieustannie przeglądała się w jeziornych taflach Ziemi, w gładziznach skrzystych gwiazd na Niebie, wpatrywała się w swoje odbicie w kryształowych płaszczach swego Lodowego Tynu na welańskiej Niwie Morów i wreszcie podziwiała samą siebie w Zwierciadle Perperuny, z którą była za pan brat. Perperuna, żeby się już jej pozbyć i nie słuchać ciągle jaką to jest piękną i wspaniałą, odłupała wreszcie kawałeczek zwierciadła, i podarowała go jej. Od tego czasu Marzanna nieustannie wzdychała tylko do swego odbicia i uśmiechała się na widok powabu własnych rzęs, ócz i liczka, a przemawiała miękko i nadobnie tymi oto słowy: – Zerkadełko, powiedz przecie kto jest najpiękniejszy w Świecie? – I słyszała w odpowiedzi, czy to z niewiedzy, czy z lęku przed jej gniewem, czy z fałszu rzuconego na okruch przez zaklęcie przewrotnej, zawistnej Perperuny, czy też może po prawdzie najprawdziwszej – Ty, piękna Pani.



Marzanna – Królowa Śniegu

Słyszała też tę odpowiedź nie jeden raz Krasatina i ścierpieć nie mogła, że ta zimna, wiecznie śpiąca, pozbawiona czucia, wstrętna, sucha wiedźma może uchodzić za piękność welańską. Postanowiła przy najbliższej sposobności tak uczynić, że tamtej w pięty pójdzie i nikt jej już nigdy piękną nie nazwie.

Sposobność nadarzyła się rychło, ponieważ tuż przed Bitwą o Miesiące, krasawki Krasatiny podsłuchały jak Marzanna o Świcieniu rozmarzona prawiła, a to że go pragnie, a to że się na niego zasadzi. Doniosły zaraz o tym Krasie.

Krasa podczas zboru na welańskiej Równi wyzwała Marzannę na bitwę o urodę, o tytuł Pani Piękna. Działo się to kiedy bogowie radzili przed Bitwą o Miesiące. Stanęło na tym, że która zdobędzie serce Świcienia, najmniejszego z Braci Miesiąców, ta zwycięży. Ledwo bogowie dobili między nimi zakładu, już Krasatina ze zboru się wymknęła, i bez trudu, jako że krasawicą była wielkiej urody, wywabiła też Świcienia z zamyku.

Tak to już między młodymi jest, że nie raz nie dwa nawet nie bacząc na niebezpieczeństwa i zakazy robią czego nie przemyślą, miast się prawu podporządkować i wyższej potrzebie. Zaraz morawki Marzannie doniosły, że ich razem widziały. Marzanna się wściekła, ale wiedziała, że niedługo ta noc się skończy, a o świcie ruszą bogowie na Tumy Kirów. Na nic wtedy będzie to Krasatiny wdzięczenie się i rozpalanie młodzieńca, bo to ona, Marzanna, porwie go i uwięzi w Lodowym Zamyku. A kto raz tam wchodzi nie wychodzi już nigdy taki sam, bo jego serce na zawsze staje się soplem lodu.



Świat według ładu i piękna Marzanny

Niemal całą noc przed szturmem Żywiołów i Mogtów przechadzała się Krasa ze Świcieniem wokół zamyku i Tumu Jaruny i szeptała do niego, i kręciła się wokół i roztaczała wszystkie swoje wdzięki. Najbardziej prawiła mu jednak nie o tym, że ją jedną ma wybrać i na zawsze pokochać, ale co ma robić i ku czemu zdążać, kiedy się w Lodowym Zamyku znajdzie. A całe to prawienie było po to, żeby się nie dał Marzannie pojmać w wieczyste sieci, jeno wiedział co czynić, gdy ta go pochwyci. Przede wszystkim zaś bogini powiedziała mu o tajemnej komnacie w Lodowym Zamyku, której strzegły dwa białe niedźwiedzie. Tam, w puzderku, spoczywały zamrożone trzy duszyczki Marzanny, które sobie z serca wyjęła i ukryła, by móc bez przeszkód, bez cienia współczucia zło, starość i choroby po świecie siać. Dała mu też w kaptorgu ziarnko grochu, z ogrodu samej Śreczy, wraz z grudką ziemi zamknięte i jedną piędź śliwkowego powidła, a także jedną dobrą radę.

Rankiem się rozstali, a jak to się stało, że niepostrzeżenie każde do swoich wróciło z tej schadzki, a żadne nie zdradziło się z tym co wiedziało przed resztą współbraci, to już tylko oni wiedzą. Milczała też, jak otchłań Marzanna udając, że o niczym nie wie.

Kiedy przyszło do szturmu, tak się stało dokładnie jak prawiła Krasa. Marzanna schwytała osłabłego Świcienia i pognała z nim do swojego Lodowego Zamyku. Na początku zdawało się, że Świcień podobnie jak i wszyscy poprzednicy chybko zlodowacieje, o świecie krasnym zapomni, jeno w kryształach lodowych, i lodowych komnatach, i kwiatach mrozem malowanych będzie się lubował. Prawdę mówiąc Marzanna bardzo na to liczyła, ale przeliczyła się.

Świcień, który ze wszystkich Miesięcy najbardziej sobie ulubił złotym kwieciem podbiałów i mleczy maścić łąki, który ukochał kożuchami traw czarne grudy zmrożone okrywać i grzać je by zmiękły, który uwielbiał zboża do wzrostu z ziemi wyciągać i zielenią je krasić, bardzo trudno znosił pierwsze dni w zamyku. Marzanna nie spieszyła się, otoczyła Małego Miesiąca przepycham, nie nastawała nań, przydzieliła mu osobne skrzydło zamyku i czekała. Wiedziała, że nikt się kryształowemu, mroźnemu pięknu Krainy Morozu nie oprze, każdy prędzej czy później tej śnieżnej, skrzystej potędze ulega.



Inny obraz krasy, czyli barw tego świata

Zdziwiła się jednak, kiedy po jednej niedzieli przyszła druga a Świcień, jaki był taki był, a nawet jakby siły zyskiwał. Co to się działo? Świcień miast pchnięty tęsknotą niewyobrażalną popaść w czarną rozpacz, w czarne myśli i w czarne widzenie, które to stany były początkiem drogi ku nieuniknionemu zlodowaceniu serca, był żwawy i żywy, a jego siły i żywość odbiły się niekorzystnie na „zdrowiu”[31] kilku morawek, które miast ponuro czas pędzić na pędzeniu choróbsk i zaraz, po kątach zaczęły chichotać. Kilku dusiołów Zmory zaczęło narzekać na łamanie w kościach i brak oddechu, bo im za ciepło było, gdy w pobliżu Świcień przechodził. Na lustrzanej posadzce we wschodnim skrzydle zamyku pojawiły się zmętnienia i lekkie rysy – wyraźne znaki niewłaściwości. Nie mogła się Marzanna nadziwić jak to się działo.

Nie wiedziała, że Krasatina darowała Świcieniowi ziarnko grochu Śreczy i przykazała je zawsze za pazuchą trzymać, blisko serca. Tam w kaptorgu, w grudce ziemi, w schowku kiełkowało ziarno, ogrzewane ciałem Świcienia i jego oddechem, ogrzewane jego sercem ciepłym.

Ziarnko rosło szybko i puszczało mocne pędy, a dawało przez to ciepła w dwójnasób, bo starczyło, że Świcień za pazuchę zajrzał, a widział listki zielone, które mu wiosenną Ziemię przypominały i jarunną Welę. To go trzymało na duchu, czuł jakby przez okno na swoje ukochane łąki spozierał.



inne wcielenie Marzanny

Źle się działo i grozić Marzannie zaczęło, iż Świcień jako pierwszy i jedyny z jej zamyku nienaruszony na Świat wyjdzie. Bo przecież jeśli w nim serca nie zmrozi, nie zmusi go by ją pokochał, ją Królową Śniegu, którą kochać można tylko miłością mroźną jak lód, ostrą jak sopel, zimną jak trzaskający mróz, to przegra zakład i będzie musiała go puścić. Jeśli mu serce nie zlodowacieje to cały Zamyk gotów się za chwilę stać jeno wielką brudną kałużą, a jej wierne sługi odmienione i dziwne, stracą swe „dobre” imię i do kogo innego będą musiały na służbę pójść.

Postanowiła zatem prosić o pomoc Chorzycę i Zmorę. Zmora jej słuchać nie chciała, bo właściwie bała się Świcienia, zawsze ją przerażał ten karłowaty Miesiąc, który tyle brykał i wszędzie go było pełno, aże się zdawało że skry zaraz wskrzesze w jakimś zakamarku. Chorzyca jednak nie lubiła Świcienia od zawdy, od samiuśkiego urodzenia. Sama nie wiedziała czemu, ale drażnił ją i wolałaby, żeby go w ogóle na Świecie nie było. Chciała dać więc Marzannie wyciąg z tojadu mordownika[32], najtęższą truciznę, żeby ta mu ją do jadła wmieszała, a wtedy zaraz by było po wszystkim. Ale skrzyczała ją Marzanna za te pomysły, bo nie o to jej szło, żeby go zabić. Jej się Świcień podobał i chętnie miałaby z nim nawet potomstwo, byle krakało ono na jej modłę, a nie świcieniową. Chodziło jej raczej o to by popadł w kir-sen i smutę. Na to Chorzyca też miała środek rzecz jasna. Uwarzyła mak po swojemu, aż się zrobił gęsty i brązowy jak powidło, a do tego wierzchołki z konopi kwitnących dodała, liścia bielunia dziędzierzawy skruszyła i cztery soczyste owoce pokrzyku starła. Uczyniwszy maź podobną do powidła, kazała ją Świcieniowi do jadła dodawać, a też często w ogniu spalać i kadzić mu kole nosa.

Tylko przy pierwszej wieczerzy Świcień pozwolił się zaskoczyć, ale gdy poczuł woń kadzidła, o której mu Krasatina tyle pamiętnej nocy prawiła, wiedział już co ma robić następnego ranka. Wiedział co czynić tyle, że się nie zbudził. Oczadział straszliwie i popadł w kir – sen, który go puścił dopiero nazajutrz z wieczora. I dobrze się stało jak się stało, bo Marzanna nie mogąc się jego przebudzenia doczekać sama poszła obejść swe lodowe włości. Tedy, gdy się zwlókł z łoża i do przytomności przyszedł, zakradł się Świcień ku spichrzykowi, gdzie jadło, i tam po chwili odnalazł mazidło brązowe, i je na powidło ze śliw zamienił[33].

Od tej chwili karmiono go nie mazidłem Chorzycy, a powidłem Krasatiny, od którego robiło mu się nie smutno, ale lekko na sercu i ciepło, jeszcze bardziej niż przedtem. Nie mogła się Marzanna nadziwić, co też się dzieje, że miast zyskać przystęp do serca młodziana, traciła własną moc i rozpływało się w nicość jej królestwo.

Aż wyznaczonego dnia, kiedy Bitwa o Miesiące miała się już ku końcowi Krasatina najechała Krainę Mrozu. Uczyniła to pozornie z całą mocą, ciągnąc z wojskami różnoinakich[34] pomocników i współnajeźdźców. Ale jej pomysł był inny niż z pozoru wyglądał. Chciała jeno wyciągnąć Marzannę z zamyku, aby dać Świcieniowi jego czas.

Nie omyliła się. Rozwścieczona Marzanna zebrała wszystkich co się po Nawiach bezrobotni błąkali i ruszyła ku przeciwnikom. Ale co podchodziła ich blisko na tyle, by było możliwe stracie, ci rozpierzchali się i uciekali. Potem zaś zbierali się szybko, by na powrót nękać oddziały Marzanny. Typowa to postawa i podstępy krasawek, które zawżdy tę zasadę w swoich psotach stosują.

Tymczasem w zamyku Świcień odnalazł tajemną komnatę strzeżoną przez białe niedźwiedzie. Nakarmił groźnych strażników mięsem posmarowanym mazidłem Chorzycy i zapadli oni w ciężki kir-sen. Kiedy otworzył pierwsze puzderko Marzanna poczuła niejasne ukłucie niepokoju w piersi. Kiedy otworzył drugie puzderko, zrozumiała, że ktoś przy jej puzderku grzebie, usiłując jej tajemnicę na światło dobyć. Zawróciła tedy szybko, bo już wiedziała co się stało. Świcień szamotał się z najmniejszym zamyczkiem i najmniejszą kłódeczką, gdzie ukryte były duszyczki Marzanny. Próbował, próbował i nie potrafił go otworzyć. Kiedy nie wiedział już co zrobić, a Marzanna stanęła w progu komory, nagle pojął. Wyrwał zza pazuchy ziele grochowe. Widok zielonej rośliny powstrzymał Marzannę na progu, a kiedy dostrzegła, że Świcień zerwał strąk z grochowiny, bo roślina zdążyła już zaowocować, padła na kolana i zaczęła go błagać by porzucił swój zamiar.

Lecz Świcień wsadził w zamyk ów strąk i tym czarownym sposobem otwarł kłódeczkę. Trzy dusze Marzanny natychmiast wyfrunęły w powietrze. Tylko jedną udało się pojmać Świcieniowi a dwie poleciały do swojej pani i w niej osiadły. Jednakże Świcień z tą jedną, krasną duszyczką, bo tę pojmał, był już daleko, a Marzanna w oczach poczęła schnąć, chudnąć, brzydnąć i starzeć się.

Za to jej królestwo, mocno do tej pory gorącem nadtopione, odzyskało na powrót swoją moc i zimne piękno. Nie próbowała Marzanna ścigać Świcienia, bo za bardzo w tej chwili osłabła. Krasatina za to chciała go schwytać, by używając czarownych sposobów zabić duszyczkę Marzanny. Świcień jednak uciekł jej i zaszył się gdzieś we Wszem Świecie, tak że go do dzisiaj nikt nie znalazł.

Tym sposobem tytuł Pani Piękności pozostał przy Krasatinie, bo już nikt nie śmie staruchy Marzanny nazywać piękną. Stało się tak chociaż ani jedna ani druga bogini nie rozkochała w sobie Świcienia, a obie go tak przeraziły, że zapadł się jakoby pod ziemię.

Marzanna nie zawsze ma postać staruchy. Jej trzecia duszyczka nie została uśmiercona a tylko odebrana, i pozostaje w ukryciu, zatem ist i płoń onej dają znać o sobie, takoż jej wierg i źrzeb. Z tego powodu kiedy przychodzi Pora Morów i Czas Kostromy Marzanna na powrót staje się przepiękną boginią przybierając kształty Królowej Śniegu, dawnej piękności. I nie wiadomo czy to łaska dla niej, czy kara co ma przypominać jaką cenną wartość przez własną pychę utraciła.

Powiadają świtungowie Swąta z Wolina, że Bóg Bogów przyjął Świcienia do swego zawiłtego Zamyku Kłódź, aby go ocalić z rąk obu welańskich panien, i by nie dopuścić do zabicia duszyczki Marzanny. Gdy bowiem kto raz na zawsze straci choćby jedną z trzech duszyczek, popada w szaleństwo, wieczyste oszołomienie i rozdwojenie jaźni, poddaje się chorobliwym lękom i urojeniom, albo ogarnia go wiekuisty stupor. Zapiekła przeciw Marzannie Krasatina mogła do takiej rzeczy doprowadzić, a wtedy kroki Marzanny stałyby się nieobliczalne i równowaga Wszego Świata mogłaby zostać groźnie zachwiana.

Gdyby to była prawda, że Świcień przekroczył progi Bramy Zamyku Swąta, byłby drugą po Jimieli-Swątlnicy boską istotą, która złączyła się ze Swątem[35].



Jerzy Przybył - Rykawd i Iworoda oraz Drak – jedni z licznych Bohaterów Wojny o Taje



Marzanna, Nyja, Kupała i Czsnota

Swego czasu Kupała postanowił, że zdobędzie miłość Marzanny. A było to jeszcze kiedy była piękną panną. Jak sobie umyślił tak począł czynić. Ruszył w zaloty nie bacząc, że Mor krzywym na to patrzył okiem. Nie bardzo też rozumieli inni bogowie po co Kupała to czyni. Tymczasem Kupała umyślił sobie, że kiedy uwiedzie Marzannę, ta złagodnieje dla Świata, mniej go będzie morzyć a żądze, które są w jego pieczy, znajdą w niej krzewicielkę, przez co się cały świat polepszy. A kiedy Kupała co postanowił to zawdy wykonywał. Nuże w stepy welańskie skoczył, nigdy nie spoczywającego Czarnego Ogiera ułowił na użgór, dosiadł go i do krainy Morów ruszył.

U straży Marzanninej czsnoty stanęła Nyja. Podsunęła jej myśl by Kupałę zabić, i tym krokiem zwycięstwo Bogów Ciemnych na wszem Świecie umocnić. Marzanna ów zamiar wykonała. Zaprosiła Kupałę do tynu. Nieostrożny bóg tak był pewny siebie, że dał się zwieść jej ponętnym wabieniom.

Kiedy Kupała przybył do tynu Marzanny i pieśni pleść począł, a gąśćba i śpiew jego wzniosły się wysoko ponad granie Czstnoty[36], bogini uśpiła go sołwą i zamach nań uczyniła, który zarazem był zamachem na cały porządek Wszego Świata.

Zanim ją posiadł zasnął upity napojem, a ona Srebrnym Biczem-Siczem ucięła głowę Kupały i w Srebrzystym Jeziorze, co powstało w Zaświatach ze srebrnych ciał uśmierconych synów Chorsa, zanurzyła ją, żeby na wieki została jej posagiem.

Powiadają Kudałowie z Wesi, że z tego właśnie powodu, iż ruch ten zbyt dalekie wywołałby skutki, działanie Marzanny się nie udało. Gdyby bowiem Kupały brakło załamał by się cały porządek mocy i żywiołów, a równowaga świata runęłaby raz na zawsze. Runek ów i zawarte w nim naruszenie pchnęłyby Świat w ciemny nurt zagłady. Swąt opuściłby Kłodź.

Martwa i nieruchoma głowa Kupały stanęła w jej tynie ku ozdobie. Sam zaś bezwłok Kupały – Dziwienia, który to bóg, jak prawią świtungowie z Winety, od tego właśnie wziął swe miano, a nie od dzikich igrów, ani dziwej urody, nasadziła na czarnego wierzchowca i puściła w ruch po stepach. I biegł Kupała przez dzień i noc, a wierzchowiec nigdy nie ustawał, witało go Słońce i żegnał Księżyc, witały rzeki i lasy, witały i kłaniały się skały i bagniska, ale on bezprzytomny nie widział niczego i pędził bez przystanku.

Jednak Czsnota wiedząc o tym, że zamiar Kupały-Dziwienia był szlachetny nie zamierzała pozwolić by ten ważny Jasny Bóg pozostał tak okaleczony i błąkał się po świecie jako Bezgłowy Jeździec. Odwiedziła Marzannę pod pozorem, że bardzo się z jej czynu cieszy, bo wreszcie świat pozbawionym będzie żądzy, która zamęt wielki czyniła i zawdy przeciwdziałała cnocie oraz prawocie.



Świat według Marzanny i jej pomocników – autor:Jodi Bergsma

Marzanna mile połechtana jej słowy wyciągnęła na stół sołwę i nuże ją częstować. Czsnota jak to Czsnota udawała jeno, że napój wypija, a pod stół go lała. Za to Marzanna raczyła się przy niej tak szparko, że w jednej chwili padła uśpiona. Wtedy Czsnota zakradła się do komnaty gdzie stał posąg z głowy srebrnej Kupały uczyniony, porwała głowę i owinęła ją szybko liśćmi łopucha, które jej Rodżana dała. Łopuch ożywił głowę Kupały, a gdy Czsnota przybyła z Nawi na swoją Niwę, wykopała dół w ziemi u Drzewa Jasnożywiu, wymościła go bylicą i tam zakopała uciętą głowę boga, by przyszła do siebie.

Kiedy się Marzanna zbudziła i postrzegła co się stało, poleciała do Czsnoty chcąc posąg odebrać, ale ta jej rzekła, że wcale go nie brała i nie ma. Był to jedyny raz kiedy Czsnota w życiu skłamała. Marzanna zaś uwierzyła jej, bo Czsnota nigdy nie kłamie. Czsnota szybciutko głowę spod jasnożywiu na Ziemię poniosła, zmieniła tylko łopuchy na świeże i zakopała pod wierzbą u stóp gór wysokich. Szukała głowy Marzanna, ale jej nie znalazła, a ona była w tym miejscu u stóp gór Tartarów[37], które zowią Zakopanem.

Kiedy Marzanna przestała o kupalnej główce myśleć i sprawą się zajmować Rodżana i Czsnota wydobyły srebrną głowę Kupały z ziemi i schwyciwszy Jeźdźca Bezgłowego na powrót mu ją oddały. Kupała bardzo im dziękował i tak był wdzięczny, że obiecał się ustatkować raz na zawsze. Ale jak to z Panem Żądzy bywa długo statecznym nie pozostał.

Z jego głową nie jest od tamtego czasu tak całkiem dobrze jak onegdaj bywało. Z biegiem roku coraz bardziej mu się ona psuje[38], przeto nic dziwnego że o kimś kto ulega żądzy jak Kupała, mówi się że stracił głowę. Mówi się też, że kiedy żądze szaleją to rozum śpi oraz że kiedy głowa siwieje (to jest „posrebrza się”) to przyrodzenie szaleje, które jest odwrotnością onejż głowy.

Żeby głowie Kupały poprawić wygląd i działanie, trzeba ją pod koniec każdego roku odnowić. Dla odnowienia zatem, ale i dla przypomnienia, by nie popadał Pan Żądzy zbytnio w błędy, od tamtego czasu każdego roku, w przeddzień Świąt Kresu, które są wielkimi godami Dziewów, ich Weselem, Kupała musi oddawać głowę Czsnocie, a ta ją na jeden dzień i noc zakopuje owiniętą łopuchem[39], otoczoną zielem bylicy, by jej znów świeży wygląd przywrócić.

W czasie święta Kresu, w dzień wicia Wianków, wtedy i tylko wtedy panny i chłopcy ruszają w las szukać Szczęścia. Jedni znajdują Kwiat Papródzi, inni zasię kopią za Posrebrzaną Głową Kupały, którą tej jednej nocy można dobyć i o szczęście na całe życie prosić. Dzieje się to na pamiątkę onych wydarzeń boskich, zwłaszcza, na wschodzie, gdzie z wielką mocą trwała jest pamięć kapiszt Glenia, Białoziera, Białowieży i Kijowa, na Czudzi i Wesi, kędy mocno działali Kudałowie, nad Wołgą-Rawą, nad Moskwą, po same słowiańskie Kresy Wschodnie, tam gdzie się zaczyna Siewierz – zwana dzisiaj Syberią.



inny wizerunek Marzanny

Od ścięcia przez Marzannę i osrebrzenia głowy Kupały wszelkie wytwory podobne do tej osrebrzonej i utrwalonej przez boginię głowy, co mają po wszy czas pozostać niezmienione, nazwano posagami albo posągami.



Gogółka i bogowie



Jeden z wizerunków Chołdy (Holdy) Boskiej Obrończyni Ludzi – F. W. Heine


Bogini Gogołada, zwana też Chochołdą-Chichołą lub Chołdą-Hłodą – z powodu swego skąpstwa, powściągliwości i chłodu – zadurzyła się któregoś welańskiego wieczora w Mądzie. A działo się to kiedy wszyscy bogowie siedzieli przy ognisku w Kręgu.

Mąd nigdy nie uchodził za pięknego pośród Welan, ale czy to płomień ogniska tak oświetlił jego twarz czy też powab i czarowność chwili to uczyniła bogini nagle spojrzała na Mąda innym okiem i zobaczyła w nim ukryte wartości, które wydały jej się nagle najważniejsze w świecie.

A te wartości to były rzecz jasna – jego brak wymagań, jego wstręt do wszelkich darów i rozrzutności, jego umiarkowanie, powściągliwość i nienachalność. Może też stało się tak dlatego, że Mąd jest grzecznym bogiem i usługiwał jej chętnie, a wyprzedzał każdą jej myśl podając owoce, ser i mięsiwo, a dolewając boskich napojów w czarkę, zawsze takich, jakie chciała i zawsze w sam raz. Wiadomo było wśród bogów nie od wtedy, ale od zawsze, że Chochołda lubi jak się jej schlebia, a tych co to czynić potrafią chętnie obdarza względami. Musiał to wiedzieć również Mąd i dlatego potem wielu kapłanów, a zwłaszcza mudrowie z kątyn Mąda, opowiadało, że to on był stroną, która uczyniła początek bliskiej zażyłości.

To ważne skąd się biorą zaczątki, pąki, źródła i zalęgi, bowiem po początku widać cel rzeczy i ich koniec, ale dla tej opowieści nie ma znaczenia kto pierwszy ku komu wystąpił z uwagą.

Takoż stało się, że z onego związku, owianego przez cały czas mgłą tajemnicy i zasłoną Męcic, wykluła się na świat Gogółka Mudra (Mądra, Modra), inożna półbogini tak nadziemsko piękna, że aż dech w piersiach zapierało, kiedy się na nią patrzało. Miała zupełny wygląd Zerywanki-Ziemianki, jeno przy tym błękitną skórę, a wiadomo, że kobiety ziemskie zawsze się bogom mile widziały. Jej skóra miała maść z błękitnej krwi, juchoru płynącego w jej ciele, a biorącego się z pokrewieństwa z Chorsami i Krainą Księżyca. Miała też oczy błękitne i skrzyste jako gwiazdy, czarny warkocz-kosę niczym opończa nocy jaką Bodnyjak nosi, skórę zaś tak cienką i gładką i miękką jako baja. Do tego wszystkiego po matce zyskała wiedzę, a po ojcu przenikliwość, przez co ją zaczęto zwać Mądrą, bo wielką mądrość posiadła, a nawet po prawdzie mówiąc była mądrością chodzącą.



Hołda- Gogołada, a może raczej wizerunek jej pięknej córki Gogółki

Natychmiast wszyscy bogowie, kto żyw, do onej piękności zaczęli się schodzić, we dworze przesiadywać, na ucztach bywać, na łowach pohasywać i weselne ognie po jej lasach rodowych palić. I wszystko byłoby dobrze, gdyby ona boginka nie okazała się na odwrót niż matka, miast skąpa – rozrzutna, a miast chłodna – gorąca. Siała przez to mądrością na lewo i prawo, a wdzięki rozdawała bogom darmo – kto ją jeno poprosił ten ją miał, i ciągle rodziła boskim rodom coraz nowe potomstwo spłodzone z coraz różnymi bogami.

Boginie zrobiły się bardzo jej nieprzychylne, bo im mężów porywała, przy sobie ich trzymała i budziła w nich kwasy oraz złe żądze, oddając się coraz to nowemu, a bez litości porzucając dawnego kochanka.

Z Podagiem, którego wzięła sobie pierwszego, spłodziła stwora Prawipąta, Wodowi urodziła inożną córkę Wadę i syna Bajora, Plątowi urodziła Przypłocha, Ładowi dała Otwora, Pałubę i Chłania. Z Borowiłem miała Świepiota, z Ziemiennikiem sto razy po stu Pędrów, z Prowem inożną Wyrocznię i Pokorę, z Widem Przezierę-Przezorę i Pozora, z Kupałą Przekorę, a ze Swarożycem niebezpiecznego Skrija. Makoszowi dała Oczadła, Rodowi zasię Sralę Wiertka. W końcu sparzyła się nawet z własnym ojcem Mądem i dała mu córkę Powagę.

W krótkim czasie przybyło na Weli tylu inogów, że aż się tłoczno zrobiło, a każda z owych istot z boskiej strony widzenia groźne miała cechy. Owa groźność była dwojaka, mogli rościć sobie w przyszłości jakoweś prawa do tronów, próbować walczyć o miejsce w Kręgu z Małymi Mogtami czy Mniejszymi Żywiołami, a poza tym kto wie, co by wyniknęło, gdyby się sprzymierzyli z ludźmi.

Plątwa, Nyja, Marzanna, Dziewanna, Dzieldzielija, Krasa, Swara, Mokosz-Mokrza i Wąda postanowiły załatwić sprawę raz na zawdy. Wąda podeszła ją prawiąc miłe słówka o piękności i udając wielką przyjaciółkę. Zwołała ją nad brzeg Jeziora Kraswara pod pozorem, że opowie o tym co knują inne boginie. Wywiódłszy Gogółkę w pole przy pomocy takiego podstępu boginie chciały zwabioną w zasadzkę boginkę ukamienować.

Nim się połapała, że to nie przyjacielska pogawędka z Wądą-Wędą, posypał się na nią grad głazów, bowiem boginie ukryte w krzewach w koło umyśliły ją skalnym grobem przysypać. Gogółka zaczęła uciekać, ale boginie ścigały ją zawzięcie i nieustannie zasypywały gradem kamieni. Wreszcie Dzieldzieliji udało się uchwycić za piękną czarną kosę Modry i przytrzymać boginkę. Teraz zdawało się, że nic jej już nie uratuje, bo kamienie kaleczyły coraz okrutniej jej piękne ciało i coraz bardziej ją przysypywały.

Gogołada usłyszała jednak krzyki córki i zwoławszy na prędką pomoc swoje przyjaciółki Pogodę, Ładę i Boranę pospieszyła ku niej. Łada jednym cięciem miecza uwolniła Gogółkę. W ręku Dzieldziel


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez wiedzimir dnia Wto 0:14, 20 Gru 2011, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy temat Odpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group :: FI Theme
Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Regulamin